Pewna osoba zmotywowała mnie dziś do odświeżenia sobie lektury
sprzed 10 lat. To jedna z literackich produkcji autora „Alchemika”.
Kiedy przeczytałem w 2003 roku „11 minut”, nie zostało we
mnie po tej lekturze nic, oprócz wyobrażeń grzechu. Głupi wówczas byłem
dzięcioł, że tak się wyrażę. Dziś, kiedy przeglądam cytaty na Wiki z Coelho,
widzę jedno: jego postaci są tragiczne, z góry skazane na cierpienie,
ponieważ bardzo rzadko szukają źródła poza samymi sobą.
Coelho w swoich książkach tworzy swego rodzaju wtórny naturalizm,
odwrócony porządek stwórczy, którego kłamstwo kapitalnie zdemaskował w „Traktacie
o łuskaniu fasoli” W. Myśliwski, pisząc, iż świat jest nie taki, jakim go
ludzie opisują, lecz takim jakim go stworzył Bóg. Inaczej mówiąc, jest w
postaciach wymyślanych przez Coelho więcej zdeptanej godności, nie tyle chcącej
zerwać ze złem, ile bardziej żebrzącej o nadzieję bez wysiłku moralnego
zwłaszcza. Jest „niby-żal” ale szybko górę bierze bożek oryginalności. Tymczasem
postulat chrześcijańskiego oczekiwania na nagrodę za życie poszukujące Źródła
brzmi: dopóki nie staniecie się jako te dzieci. To prawda, że często z dzieci
są tzw „oryginały” – ale one ich nie odgrywają, nie żywią swoimi postawami tej
oryginalności. W przeciwieństwie do dorosłych, w przeciwieństwie do postaci
kreowanych przez Coelho.
Jeśli więc brać poważnie życie, to tylko po to, by znajdować
w nim owe źródło, Które, tak de facto należy, wg mnie, uznać za początek życia.
Tak jak górskie strumyki należy uznać za źródła jezior, mórz, czy zwykłych złóż
plejstoceńskich :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz