Od miesiąca ponad nie palę tytoniu. Z góry informuję, że ten
wpis jest przejawem słabości, a nie dumy, tryumfu nad nałogiem. Gdybym faktycznie
był wolny od nałogu, to nawet bym nie myślał o tym, co za mną, już na pewno bym
się tym nie chwalił. Chodzi mi jednak o pokazane pewnej prawidłowości, której występowanie
w gatunku ludzkim jest niemal nagminne. Przywiązanie do grzechu to się nazywa.
Widzę w tym co pisałem powyżej oraz w dzisiejszym czytaniu
mszalnym pewną paralelę.
Dzisiejsze czytanie:
Gdy Piotr i Jan przemawiali do ludu, po uzdrowieniu chromego, podeszli do nich kapłani i dowódca straży świątynnej oraz saduceusze oburzeni, że nauczają lud i głoszą zmartwychwstanie umarłych w Jezusie. Zatrzymali ich i oddali pod straż aż do następnego dnia, bo już był wieczór. A wielu z tych, którzy słyszeli naukę, uwierzyło. Liczba mężczyzn dosięgała około pięciu tysięcy. Następnego dnia zebrali się ich przełożeni i starsi, i uczeni w Jerozolimie: arcykapłan Annasz, Kajfasz, Jan, Aleksander i ilu ich było z rodu arcykapłańskiego. Postawili ich w środku i pytali: Czyją mocą albo w czyim imieniu uczyniliście to? Wtedy Piotr napełniony Duchem Świętym powiedział do nich: Przełożeni ludu i starsi! Jeżeli przesłuchujecie nas dzisiaj w sprawie dobrodziejstwa, dzięki któremu chory człowiek uzyskał zdrowie, to niech będzie wiadomo wam wszystkim i całemu ludowi Izraela, że w imię Jezusa Chrystusa Nazarejczyka - którego ukrzyżowaliście, a którego Bóg wskrzesił z martwych - że przez Niego ten człowiek stanął przed wami zdrowy. On jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się głowicą węgła. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni. (Dz 4,1-12)
Magizująca mentalność kapłanów i saduceuszów nie chciała dać
się pokonać Bożej mocy, zbyt wielkie do pojęcia to były rzeczy dla nich. Albo inaczej:
tak długo samych siebie lansowali, że nie byli w stanie wyobrazić sobie, iż
cuda mogą się zdarzyć (tzw mirabilia Dei – nie mylić z mirabelkami i szczawiem).
A przecież cuda te znane im były z czasów patriarchów, zwłaszcza Mojżesza. Ograniczoność
atakujących Piotra i Jana, a kto wie, czy nie także wczoraj wspomniana
narcystyczna wsobność, pokierowały wolą Mężów Narodu i Świątyni, by apostołów
oddać pod klucz profosowi.
Paralela z przywiązaniem do grzechu, np. nikotynizmu wygląda
wg mnie tak oto, że fiksując się na myśleniu o tym, czy dam radę, czy nie, jak
długo wytrzymam, albo co będę robić, by nie wpaść znów w dołek nałogu jest
takim jakby wpieniam (tym razem sobie samemu), że Pan Bóg to już nie ma tu nic
do powiedzenia. Prawdziwiej: ja nie mam w tym wszystkim już nic do powiedzenia
panu Bogu!.
Po krótkim namyśle stwierdzam z całą mocą, że wcześniejsze
zdanie to nie prawda. Bo mam Panu Bogu choćby to jedno słowo do powiedzenia:
dziękuję Tobie za dziś!. A i tez od razu ciśnie się na myśl kolejne: Proszę,
daj mi też jutro!.
Bez Jezusa Chrystusa, bez łaski Jego Chwalebnego Zmartwychwstania trudno byłoby człowiekowi pokonać swoją własną ograniczoność. I tu też mała podpowiedź: nie musisz od razu demokratyzować całych Chin, czy w ciągu 14 dni zdobyć wszystkie 8 tysięczniki. Do wielkich rzeczy dochodzi się najczęściej małymi krokami. Zasada tutaj jest taka: małe kroki, ale za to wiernie, każdego dnia.
Pan da łaskę swemu ludowi!
"dziękuję Tobie za dziś!. A i też od razu ciśnie się na myśl kolejne: Proszę, daj mi też jutro!." oraz.. "Zasada tutaj jest taka: małe kroki, ale za to wiernie, każdego dnia."
OdpowiedzUsuńświetnie powiedziane. I można to odnieść do wielu innych .. zdarzeń..
Dziękuję