Łączna liczba wyświetleń

Solniczka

Solniczka

wtorek, 30 kwietnia 2013

Kościół to nie czerwony dywan w Hollywood

Do Listry nadeszli Żydzi z Antiochii i z Ikonium. Podburzyli tłum, ukamienowali Pawła i wywlekli go za miasto, sądząc, że nie żyje. Kiedy go jednak otoczyli uczniowie, podniósł się i wszedł do miasta, a następnego dnia udał się razem z Barnabą do Derbe. W tym mieście głosili Ewangelię i pozyskali wielu uczniów, po czym wrócili do Listry, do Ikonium i do Antiochii, Umacniając dusze uczniów, zachęcając do wytrwania w wierze, bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego. Kiedy w każdym Kościele wśród modlitw i postów ustanowili im starszych, polecili ich Panu, w którego uwierzyli. Potem przeszli przez Pizydię i przybyli do Pamfilii. Nauczali w Perge, zeszli do Attalii, a stąd odpłynęli do Antiochii, gdzie za łaską Bożą zostali przeznaczeni do dzieła, które wykonali. Kiedy przybyli i zebrali [miejscowy] Kościół, opowiedzieli, jak wiele Bóg przez nich zdziałał i jak otworzył poganom podwoje wiary. I dość długi czas spędzili wśród uczniów.   (Dz 14,19-28)

Każdego roku, w miesiącach wakacyjnych polski MSZ zaprasza na swe salony misjonarzy, którzy często właśnie w wakacje przyjeżdżają do Ojczyzny na wypoczynek, czy na poratowanie zdrowia. Traktuje się ich wtedy jako ambasadorów RP na placówkach, w których pełnią posługę misyjną. Wręcza się im ordery, listy pochwalne, kadzi się im tak gęsto, że następnego dnia stolice spowija drapiący smog...

Ten sam bowiem MSZ nie potrafi ruszyć palcem, by zareagować rzeczowo na akty terroru czy zwykłego barbarzyństwa w różnych zakątkach świata, wymierzane w społeczności katolickie. Jak tylko ktoś larum podniesie, z miejsca na pierwszy plan idą magiczne słowa - klucze: państwo neutralne światopoglądowo, nie jesteśmy państwem wyznaniowym, i tym podobne, "nieprzemakalne" tłumaczenia.

Jak czytamy w "Dziejach", apostołowie spotkali się z katolikami antiocheńskimi. Można by powiedzieć, że artyści spotkali się z artystami, jedni i drudzy mówili tym samym językiem o tych samych rzeczywistościach. To nie były rozmowy ze ślepymi o kolorach...

Tego nam dziś chyba potrzeba, jak nigdy dotąd wcześniej: rzeczowości w rozmowach podczas naszych spotkań. Szczególnie, kiedy te spotkania mają odgórnie charakter formacyjny: msza święta, katecheza, spotkania zespołów duszpasterskich, czy parafialnych. Kościół to nie czerwony dywan Hollywood, czy instytucja dobrego samopoczucia. Tu się toczy bój o wieczność!

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Zostań ze mną. Modlitwa

Po raz kolejny sięgam do szuflady. Tekst zapewne pochodzi z przestworzy wirtualnych, ale że prowadzi ku przestworzom niebieskim, warto się z nim zapoznać.

Zostań ze mną ..



Mój Boże, mój Zbawicielu, pozostań ze mną. Z dala od Ciebie musiałbym zwiędnąć i zginąć. Skoro mi się tylko ukazujesz, rozkwitam nowym życiem. Ale jak mogę Cię przy sobie zatrzymać? Nie inaczej, jak tylko przez modlitwę.


Panie, zostań ze mną, bo ma się ku wieczorowi. Pozostań ze mną do czasu, kiedy śmierć wy-prowadzi mnie z tej ciemnej doliny ziemskiego życia. Tak, Jezu, zostań ze mną na zawsze. Kiedy moja ziemska natura załamie się całkowicie w swej bezsilności, wówczas pozwól, by Twoja łaska spłynęła na mnie. Ty jesteś światłem, które nigdy nie gaśnie, Płomieniem, który tli się nieustannie. Oświeć mnie blaskiem tego Światła, abym sam się stał światłością oświecającą innych. Ale to światło pochodzi wyłącznie od Ciebie. Ja jestem tylko przejrzystym szkłem, poprzez które Ty świecisz na innych. Oświecaj mnie Twoim światłem, a poprzez mnie innych.


Panie, pozwól mi ku Twojej chwale głosić innym Twoją Prawdę i Twoją Wolę. Pozwól mi mówić o Tobie nie przez pustkę moich słów, ale mocą czynnej miłości za przykładem Twoich świętych. Panie, przyjmij moją szczerą miłość, jaką Ci z serca ofiaruję.


Nie dopuść, Panie, bym kiedykolwiek poszedł w swoją stronę, a Ciebie zostawił. Nie chcę Cię nigdy opuścić. Do kogóż bym poszedł? Przecież Ty jeden masz słowa życia wiecznego. Bez Ciebie nic nie mogę uczynić. Ty mnie kochasz... Najdroższy Jezu, daj wytrwać... Czego ja szukam? Chcę zobaczyć, gdzie mieszkasz, chcę Cię ujrzeć własnymi oczyma, dotknąć własną ręką. Chcę się wsłuchać w Twoje słowo, bo Ty jeden wiesz dokładnie, co się kryje we mnie. A potem chcę czynić wszystko, co rozkażesz i iść za Tobą, dokądkolwiek pójdziesz. Chcę oddać Ci życie. Memu szukaniu błogosław.


Panie, proszę Cię o to, co jest najtrudniejsze: daj mi łaskę, bym rozpoznał Krzyż Twojego Syna we wszystkich moich cierpieniach i abym szedł swą drogą krzyżową tak długo, jak się Tobie podoba. Daj cierpliwie czekać tego Dnia, kiedy otrzesz z oczu wszelką łzę. Niech to ufne cierpienie będzie znakiem mej wiary w szczęście, które każdemu przygotowałeś. Panie, bądź mym wzorem i moim światłem w każdym mroku. Niech krzyż Jezusa nie będzie dla mnie złem koniecznym, lecz znakiem, że ja i Ty będziemy ze sobą na zawsze.
 


niedziela, 28 kwietnia 2013

Czy owce trzeba paść na siłę?





Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim otoczony chwałą, to i Bóg Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale - jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię - dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie.
 (J 13,31-33a.34-35)



Nie raz z kolegą zza ściany „nakręcamy się”, że Bóg raczy wiedzieć, po co na siłę udowadniać, że wszyscy MUSZĄ być ochrzczeni, bierzmowani, wyspowiadani, etc. Oczywiście – by nie było niedomówień, czy wątpliwości – chodzi o stan, kiedy duszpasterze na siłę niejako, używając różnych form, jakby nie było – przymusu, zapędzamy ludzi przed ołtarz bądź do konfesjonału.

Dzisiejsza ewangelia pokazuje coś zgoła odmiennego: nikt Judasza nie zatrzymywał na siłę, nikt za nim nie leciał na rogatki, by go zawrócić. Co się dalej wydarzyło, wszyscy wiemy…

Taka pokusa, jak te kilka wyrazów powyżej łatwo może zjawić się w umyśle jako usprawiedliwienie, czy wręcz auto-rozgrzeszenie dla nas, kapłanów.
Czy bowiem nie jest otoczenie chwałą Ojca podjęcie krzyża przez Syna? Czyż i nie jest, w konsekwencji, otoczeniem chwałą Chrystusa, zabiegając o to, by innym zależało na otaczaniu Go chwałą?


Człowiek szuka miłości, bo w głębi serca wie, że tylko miłość może uczynić go szczęśliwym. Jan Paweł II




piątek, 26 kwietnia 2013

Kto jest bardziej niesamowity?

Był taki okres w moim życiu, kiedy sporo czasu poświęcałem zdobywania wiedzy n/t oddziaływania złego ducha. Oczywiście, w mojej posłudze warto wiedzieć coś n/t manifestacji sił złego, by móc w porę przeciwdziałać jego sprawkom. Jednak nie jest to warunek "sine qua non" nie mógłbym z radością i ku pożytkowi Ludu Bożego sprawować kapłańska posługę. Zwłaszcza, że nie jestem egzorcystą, a więc kapłanem, który z uroczystego, podpartego biskupi dekretem, poruczenia, wysłany jest do uwalniania osób i miejsc od wpływów złego ducha.

Parę dni temu, podczas rozmowy z grupą ludzi wyszło, że moi rozmówcy dość żywo reagowali, kiedy im opowiadałem o manifestacjach złego w pewnych kilku przypadkach, dość blisko mi znanych. Jeden z uczestników nawet wprost powiedział, że "to wszystko takie niesamowicie interesujące". Wtedy właśnie mnie "łupnęło", że jeszcze jakiś czas temu sam podobnie reagowałem. Do czasu, kiedy wydarzyło się coś faktycznie niesamowitego w moim życiu. Kiedy sam doświadczyłem niesamowitości przechodzącego Pana, pełnego łaski i miłosierdzia. Od tamtego czasu dość często Go spotykam, choć po mojemu - dużo za mało. 

Teraz, kiedy piszę powyższą notkę, znów widzę, jak Pan Jezus oko do mnie puszcza i z gestem uznania, że właściwą dla mnie naukę mi przekazał, a ja ją usłyszałem - mówi: wystarczy ci Mej łaski! Idź i obwieszczaj to tym, do których Ciebie posyłam!

czwartek, 25 kwietnia 2013

Święty Marek Ewangelista i zbrodnia katyńska

Nie dysponujemy pewnymi danymi na temat męczeńskiej śmierci [Św. Marka] Apostoła. Niektórzy umieszczają ją w roku 68 w Aleksandrii za panowania Nerona, inni w latach panowania Trajana (98-117). Przekazy są jednak zgodne co do tego, iż powodem jego śmierci była nienawiść pogan, jaką wzbudziła jego gorliwa działalność apostolska, której owocem było wyprowadzanie coraz to nowych dusz z mroków zabobonnych wierzeń.

Nie znałem dotąd szczegółów n/t śmierci mego świętego patrona. Został porwany ze świątyni, podczas celebracji Najświętszej Ofiary, następnie przywiązany powrozami do wozu i był ciągnięty ulicami miasta, raniąc tym samym śmiertelnie jego ciało. Mordowano go na raty...

Jak sobie pomyślę o tym, co spotkało Świętego Marka, oraz wielu innych Męczenników Pańskich to pierwsza myśl jaka przychodzi, to taka mniej więcej: czasy fizycznego dręczenia Świadków Chrystusa odeszły w głąb kart historii. Ale oto w me ręce wpada szereg artykułów poświęconych Zbrodni Katyńskiej. i myślę sobie: zaraz, zaraz! Co prawda, nieco inny czas, ale kontekst ten sam: śmierć za wierność swoim przekonaniom, narodowej tożsamości i obrzydzenia wobec komunizmu/bolszewizmu. 

Krew Św. Marka Męczennika uświęciła ziemię Północnej Afryki; krew pomordowanych na Golgocie Wschodu  jeszcze nie objawiła pełni celu, dla którego została przelana...

Tak więc Święty Marek, w Roku Wiary, mój patron, w dzień imienin zmobilizował mnie na nowo do podjęcia refleksji nad treścią mej cnoty wiary. W jakiego Boga wierzę? Co od Niego przyjmuję, a co chce mu ofiarować?

środa, 24 kwietnia 2013

Sprawy nie zawsze się tak mają jak wyglądają

Na ziemię zeszli dwaj aniołowie. Jeden młody, drugi już doświadczony. Mieli przeprowadzić audyt n/t stanu gościnności rodziny ludzkiej.
Udali się wpierw do Bogacza, prosząc go o nocleg. Jak to standardowo w tego typu opowieściach bywa, Bogacz Anielskich Posłańców pogonił psami.
Stanęli więc w obliczu spędzenia nocy pod chmurką. Młody Anioł podgadywał Starego, co to teraz będzie, jak sobie poradzą? W odpowiedzi usłyszał: Prześpimy noc pod murem, pod płotem Bogacza. Nie kończąc niemal tego zdania, pośpiesznie podszedł bliżej muru, wyjął kielnie, przygotował zaprawę i zamurował dziurę w płocie Bogacza. Młody Anioł oponował: no co Ty? Poszczuł nas psami, a Ty mu jeszcze przysługę wyświadczasz? Stary Anioł Mu odpowiedział: Sprawy nie zawsze się tak mają, jak wyglądają.

Następnego dnia Boscy Posłańcy udali się z wizytą do biednych staruszków. Gospodarze podjęli Gości na miarę możliwości, ale z wszelkimi możliwymi honorami. Był twarożek, zupka, zaciereczki, mleczko do popicia ze świeżego udoju krówki. Dziadek i Babcia oddali Gościom swój pokój do spania, sami spędzając noc w sieni. Jednak po pólnocy, Anieli zostali zbudzeni lamentem Babci: dziadku! Dziadku! Wstawaaaaj! Krowa nam padła. Jak my teraz wyżyjemy? Nic tylko nam pomrzeć pozostało!

Młody Anioł szarpie Starego, zrywa go ze snu i strofuje: Bogaczowi płot naprawiłeś, mimo, że Cię psami poszczuł. Dziadek i Babcia podjęli Cię po królewsku, a Ty co? Krowy im nie uratowałeś? Stary Anioł i tym razem Młodemu rzekł: Sprawy nie zawsze się tak mają, jak wyglądają.

Junior nie wytrzymał, i wymógł na swoim przełożonym wyjaśnienie. A takie ono było:

W płocie Bogacza, w tej dziurze był skarb. Anioł go zamurował, żeby serce Bogacza po odnalezieniu skarbu nie zmieniło się całkowicie w kamień.

Zaś w domu staruszków po północy Śmierć przyszła po Dziadka. Dziadek uprosił Kogo trzeba, by Dziadek mógł żyć. Śmierć zatem pochłonęła Krasulę…

wtorek, 23 kwietnia 2013

Ja też jestem fragmentem lustra

Wygrzebałem to dziś z zakamarków szuflady. Nie naiwne to, nie pompatyczne. Podoba mi się. Zatem może i Czytelnicy znajdą w tym opowiadaniu coś dla siebie?
Pewien profesor, kończąc zajęcia, spytał czy są pytania. Jeden ze studentów zapytał: "Panie profesorze, jaki jest sens życia?". Profesor wyjął z kieszeni lusterko i powiedział: "Kiedy wybuchła wojna, byłem jeszcze małym chłopcem. Znalazłem na ulicy roztrzaskane w drobiazgi lusterko. Wziąłem ze sobą jego największy kawałek. Zacząłem się nim bawić i odkryłem, że mogę odbijać światło we wszystkich ciemnych zakątkach, do których nigdy nie zaglądało słońce: w ciemnych głębokich dziurach, szczelinach i zakamarkach. Zachowałem to małe lusterko. Kiedy stałem się dorosłym człowiekiem, nabrało dla mnie jeszcze większej wartości - dzięki niemu zrozumiałem, że i moje życie może przekazywać światło. Ja też jestem fragmentem lustra, którego nie znam w całości. Poprzez wszystko, co czynię i kim jestem, mogę przekazywać światło - światło prawdy, zrozumienia, dobra, czułości - światłość, która powinna docierać do ciemnych zakątków ludzkiego serca, by móc zmienić choćby jego odrobinę. W tym właśnie dostrzegam sens swojego życia."
Bruno Ferrero "Zna to tylko wiatr", Warszawa 2007.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Wróg publiczny czyli smętek sentymentalizmu


Trwają kwartalne dni modlitw o powołania kapłańskie i zakonne. Wiele seminariów wysyła alumnów na akcje powołaniowe do parafii w Polsce i na świecie. W kościołach można uczestniczyć w różnych formach modlitw w intencji powołań. Organizowane są też w seminariach diecezjalnych i zakonnych różne akcje promujące życie kapłańskie i zakonne. Wszystko to niby napawać może optymizmem. No właśnie. Niby...

Dlaczego zasiewam wątpliwość? Ano z tej prostej przyczyny: mam okazję katechizować dzieci od 4 do 14-15 roku życia. Widzę zatem, z jakim "materiałem" ludzkim mam do czynienia. Dzieci z rodzin rozbitych, patchworkowych; dzieci wychowywane przez samotne matki; wreszcie są też i dzieci, o których nie zawaham się powiedzieć: zepsute. Trudno wyobrazić sobie zdrowe i solidne wartości przekazane w obfitości dzieciom, które już od progu swego życia, dzięki niefrasobliwości swoich rodziców, wychowuje się ku niezdatności socjalnej, moralnej, duchowej, czy ku niedostosowaniom rozmaitym. Oczywiście, oddać trzeba, ze sprawiedliwości, że nie jest to wszystko normą, ale też i nie jest to optymistyczna mniejszość. Widać to nader wyraźnie.

Dzieci dziś już w przedszkolu są nastawione mocno egoistycznie, ostentacyjnie okazując swoją niechęć do siebie wzajemnie, do wspólnych zajęć, do modlitwy, do kościoła także. Można powiedzieć, że to dopiero dzieci, że to wszystko jeszcze przed nimi. Jednak patrząc na wielu "dziecięco dziecięcych" rówieśników tych "dziecięco dorosłych", ciśnie mi się na myśl, iż ci drudzy swe dzieciństwo mają już za sobą. A jak jeszcze do tego dodać fakt reformy, gdzie 6 latki mają iść do szkolnej ławy, to już w ogóle, dramat...

Nie wspomnę słowem o gimnazjalistach, których można by chyba dziś scharakteryzować krótko jednym określeniem: "baw mnie". Dzieci w wieku 14-17 lat, bardzo często, miast się już organizować ku dorosłości, smakując odpowiedzialności, konsekwencji - woli zdecydowanie - jak ów ktoś z powyższego obrazka* - zatknąć sobie uszy i odkorkować je tylko na te treści, które im są wygodne. Daremne tłumaczenie, że mogą stracić życiową szansę na wygraną swego bycia w świecie. 

Takimi też lub nie wiele innymi od powyższej charakterystyki,  będą ci ludzie kapłanami, czy osobami konsekrowanymi. Innymi za bardzo ich sobie nie potrafię wyobrazić. Takimi tez będą rodzicami, nauczycielami, czy po prostu - dorosłymi.

Dziś, w rozpoczętej już II dekadzie XXI wieku widać bardzo mocno zjawisko beznadziei ludzkiej. Człowiek przestaje dostrzegać w zasięgu pola swego widzenia drugiego człowieka. Działamy zdecydowanie przedmiotowo, także jako duszpasterze, mając przed sobą "masę" do ochrzczenia, czy bierzmowania albo do zaślubienia. To chyba też, przyznajmy otwarcie, wynik tego, że gdzieś w eteryczne okolice umieściliśmy Chrystusa. Mnie osobiście tak właśnie się jawi to wszystko. Tym bardziej, że obecny papież zdaje się ten skostniały schemat łamać, czy raczej uczy patrzeć na zastaną rzeczywistość Kościoła przez najwłaściwsze "uzbrojenie oka naszej duszy" - przez Ewangelię. Poprzednicy Franciszka spełnili posłanie, które im było przeznaczone, Franciszek zaś podejmuje to, jemu zlecone.

Wydaje mi się, że daliśmy pola złemu, który trochę siebie ujawniając w różnych społecznych czy kulturowych odsłonach, wprowadził nas w sentymentalizm. Gdy tymczasem życie z Bogiem i w Bogu to realizm "tu i teraz". Zamiast więc roztkliwiać się nad tym, co było, czy jak mogłoby być, należałoby chyba przede wszystkim dobijać się u Pana o odpowiedź na pytanie: jak ma być tu, i teraz.

* obrazek to fotka graffiti znajdującego się na murze WSD w Elblągu.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Owieczka kpi czy o drogę pyta?

Można spotkać się z twierdzeniem, iż muzykę rockową podsunął człowiekowi diabeł. Jest sporo treści poświęconych obronie tej tezy. Jak ktoś ma ochotę bliżej się im przyjrzeć, to zapraszam do google.pl. Moje zdanie na temat jest takie oto: tylko Bóg ma moc stwórczą, kreacyjną. Jednak szanując wolną wolę człowieka, nie będzie protestował, kiedy człowiek Boże stworzenie wykorzysta niezgodnie z przeznaczeniem jemu przypisanym. Np.: nożem można pokroić chleb, ale można też kogoś zranić; farbami można namalować piękny obraz, ale można tez zdewastować nimi elewację budynku. Zatem i komponując muzykę, bądź słuchając jej, można oddać w niej chwałę Bogu, ale można też doszukiwać się szatańskich wersetów. Wszystko zależy od nastawienia, czy wręcz nastrojenia ludzkiego serca; od tego, czym ono żyje. To jest jedna kwestia, która chciałem dziś poruszyć. 

Druga jest taka: łaska buduje na naturze. Pan Bóg, znając nas najlepiej szuka najtrafniejszej drogi ze Swoim przekazem dla nas. Ale zły duch tak samo. Jeśli więc demon widzi, że człowiek wchodzi w konflikt z Bogiem, z Jego Prawem, czy przynajmniej w zobojętnienie wobec Niego poprzez zagłuszanie swego sumienia, przez uciekanie w rozmaite aktywności na zasadzie sztuka dla sztuki - to z całą pewnością, nie odpuści. I co równie ważne: w całym tym przedsięwzięciu nie ukaże nam ani razu usmolonej mordki, siekącego ogona i ostrych widełek. Wręcz przeciwnie. Przez racjonalizację, mocne argumenty ekonomiczne, humanistyczne, utylitarne i społeczne będzie nas utwierdzał w przekonaniu, że racje leży po naszej stronie. Trzeba się ruszać, robić coś, nie zasypiać gruszek w popiele. Byleby tylko przypadkiem nie pomodlić się, nie pójść do spowiedzi, czy do Komunii Św. nie przystąpić.

Każdy z nas ma jakiś tam pokład wyobraźni. Ma ona czemuś służyć. Może więc warto spojrzeć czasem oczyma tejże wyobraźnie na samych siebie jak na ową poniższą owieczką, i spróbować pomóc jej znaleźć odpowiedź na pytanie, która ona sama sobie stawia?

sobota, 20 kwietnia 2013

Niech uwielbiony będzie Bóg w wykorzenianiu głupoty



Dosłownie, to było jak zacięcie się przy goleniu. Poruszył mą duszę Pan, że aż mi rumieńcem wstydu, czy może zakłopotania, podczas zmawiania brewiarza, płonęła twarz. Powiem tylko tyle: niech będzie Bóg uwielbiony w zmaganiu się z mą głupotą oraz z lepką niczym zdeptany, walający się po kuchennej podłodze owoc, bezmyślnością. Poza tym, doszło do mnie też, że nie pamiętam, kiedy ostatnio takim ekspresem otrzymałem odpowiedź z Góry na nie pytania, czy wątpliwości. Dziś to było oka mgnienie!

Tak więc moi drodzy Czytelnicy! Jedno wiedzcie: z reguły, kiedy piszę do Was czy dla Was, wpierw piszę może nie koniecznie dla siebie (choć z pewnością do pewnym miar, na pewno, zawsze) jednak na pewno o sobie. To raz. Po drugie: wiem, mam pewność, że to, co „zdało egzamin” u mnie, w moim życiu – niekoniecznie tak samo musi zadziałać u Was. W tym tkwi istota Chrystusowego atrybutu – bycia Dobrym Pasterzem:  On sam najlepiej wie, jak znaleźć drogę do danego człowieka.